niedziela, 16 grudnia 2012

Wegańskie kotlety kalafiorowe z płatkami drożdżowymi

Do tej pory wydawało mi się, że na zrobienie obiadu w 15 minut nie ma szans, boniby co, poza ewentualnym ugotowaniem kaszy....
Jednak poznawanie ludzi, ich obserwacja, słuchanie powoduje to, że zaczęłam się zastanawiać, jak można zrobić obiad zaraz po przyjściu z pracy, nie mając zbyt dużo czasu na to, ale jednak, żeby zjeść coś zdrowego i pożywnego.


Dobrze, że potrafię słuchać...i wcielać takie plany w życie...a w kuchni płatki drożdżowe wciąż królują...
Łączę ich smaki ze wszystkim, co tylko nasunie mi się na myśl...a z kalafiorem i świeżym, pokrojonym w talarki czosnkiem...mmmmmmmmmm, w sam raz na sezon grypowy.



Z - kalafiora starłam na tarce o grubszych oczkach
M - dodałam czosnek pokrojony w talarki, do tego, curry
W - sól
D - natka pietruszki
O - kurkuma, kozieradka, płatki drożdżowe
Z - mąka kukurydziana do scalenia tego wszystkiego z odrobiną oliwy
M - szczypta garam masali

Formować delikatne kulki, podsmażyć...

sobota, 15 grudnia 2012

Kolejny piernik wegański

I znów wiem, że nie piekę tylko dla siebie...i wiem, że nie zrobię przecież takiego piernika, jak ostatnio...pobawię się znów robotem kuchennym, zamiast cukru użyję miękkich gruszek i bananów...mleka jaglanego, bo na kaszę się chwilowo obraziłam...dodam goji, bo wciąż jedzenie ich na sucho mi nie podchodzi...grymaśna się stałam, ale ponoć piernik wyszedł pyszny...zatem kto wie, czy nie zawaham się użyć podobnych składników u mamy i zamiast tradycyjnego piernika nie upiekę wegańskiej zdrowej wersji...




Sporządziłam mleko owsiane w maszynie do jego robienia.
Zawartość maszyny przelałam do garnka, dodając:
Z - laskę wanilii
Z - dwie łyżki melasy trzcinowej
Z - banany i gruszki, które opruszyłam, aby ładnie na zdjęciu wyglądały
M - cynamonem, przyprawą do piernika



Zagotowałam to chwilkę, wyjęłam laskę wanilii i zmiksowałam wszystko na gładką masę, zostawiłam do ostygnięcia.




W misce:

D - mąka orkiszowa przesiana przez sitko, drobna
O - kurkuma, łyżka spora kakao
Z - słonecznik, owoce goji, utarta oliwa z 4 łyżkami cukru brązowego na dwie spore keksówki
M - zawartość garnka, płatki owsiane
W - sody oczyszczonej szczypta
D - octu jabłkowego dwie łyżki
















Ewentualnie, jak jest zbyt rzadkie, dodać jeszcze mąki orkiszowej.
Znów zrobiłam dość lejące ciasto, z trwogą patrzyłam, czy wyrośnie, ale pięknie wyrosło, bez zakalcowego spodu, pachnące...i smaczne :)





W międzyczasie poprzestawiałam meble w kuchni...żeby można było wygodnie je jeść...

I w sumie zaprosiłam kogoś mi niegdyś bliskiego...kto zostawił w domu spokój, którego nigdy nie czułam tak mocno...za to dziękuję, że wciąż się zmieniamy, że nie stoimy w miejscu...







piątek, 14 grudnia 2012

Szybki gulasz z boczniaków

- "przyjadę do Ciebie"...
- "dobrze, zrobię obiad"...

nie wiem skąd tak mam...na nadchodzący świąteczny czas spędzony z rodziną wypytam mamę, czy Ona też tak miała, czy to od niej nauczyłam się tego, że jak ma się gościa w domu, to chce się go nakarmić...chce się z nim spędzić czas przy stole i wspólnym posiłku...nawet, jak jest to zwykła owsianka, czy na szybko wymyślony gulasz.
Jeśli to nie po mamie ( taty za bardzo o to nie posądzam, jedyne czynności, jakie pamiętam w Jego wykonaniu to gotowanie ziemniaków)...to nie mam pomysłu po kim z rodziny przyjęłam taką dewizę...ale postanowię pielęgnować ją w sobie.

Swoją kuchnię kocham, mogłabym tam stać godzinami i gotować...wymyślać co rusz nowe potrawy...a później siadać z bliskimi do ich konsumpcji.
Od kiedy postanowiłam zakorzenić swoje kubki smakowe w wegańskich potrawach moje ciało mi służy...to był dobry wybór. Dodatkowo mam poczucie, że jeszcze bardziej, niż przy wegetarianizmie dbam o uzupełnianie witamin i minerałów, poszukuję zupełnie nowych smaków, podobnych do serowych, które uwielbiałam...
I tu przyszły mi z pomocą płatki drożdżowe...nad ich fenomenem chylę czoła i dziękuję Kasi, że mi o nich wspomniała przy okazji robienia wegańskiego sera, nad recepturą którego muszę jeszcze popracować...dziś jednak połączyłam je ze słonecznikiem i zrobiłam sos do gulaszu...towarzysz obiadu przeżył, a za mną jego smak wędrował podczas wieczornych zajęć z ashtangi...no cóż, jak się je przed zajęciami, takie są tego skutki...:)



Boczniaki...są bogate w witaminy z grupy B, witaminę PP, potas, wapń, sód, magnez, żelazo i fosfor, łatwo przyswajalne białko. Dobrze wpływają na przemęczone mięśnie, obniżają poziom złego cholesterolu i cukru...
W zimową porę postanowiłam nadać im koloru za pomocą curry i kurkumy...

Na patelni rozgrzałam:
Z -  łyżkę oleju kokosowego
M - czosnek pokrojony w talarki, curry, garam masalę, tymianek
W - sos sojowy, szczypta soli
D - natka pietruszki
O - kurkuma
Z - boczniaki pokrojone w kosteczkę

Podsmażyłam wszystko jakąś chwilę, a w międzyczasie zrobiłam sos:

Z - słonecznik sparzyłam wrzątkiem, dodałam sok z cytryny

przepłukałam wszystko jeszcze wodą, zalałam nowym wrzątkiem, zmiksowałam, włożyłam do garnka i wstawiłam na jeden z krążków płyty indukcyjnej, a następnie
M - szczypta curry
W - soli odrobina
D - sok z połówki cytryny
O - szczypta kurkumy i płatków drożdżowych kilka łyżek
Z - sezamu...bo jakoś musiałam wrócić do przemiany Ziemi

Włożyłam zawartość garnka do boczniaków, wymieszałam i postawiłam na stół...







czwartek, 13 grudnia 2012

Pasztet z soczewicy ze szpinakiem

Zupełnie niedawno udało mi się jeszcze kupić świeży szpinak...chrupiący, cały z błota w którym pewnie wyrastał...
Kupowałam z zamiarem uduszenia go i zjedzenia w takiej właśnie formie...wyszło na opak...ale to chyba dobrze...bo gdzieś między jednym kęsem a drugim usłyszałam, że to całkiem ciekawe połączenie...



Na patelnię włożyłam:
Z -  łyżkę oleju kokosowego
M - czosnek pokrojony w plasterki, cebulę czerwoną
Podsmażyłam chwilkę...myślałam w międzyczasie, że wszystko to razem zblenduję, ale znów wyszło na opak...
M - garam masala, cumin rzymski, gałka muszkatołowa w dużej ilości
W - szczypta soli morskiej, sos sojowy tamari
D - szpinak pokrojony w dość spore kawałki

udusiłam to wszystko razem...
a następnie dosypałam:
O - kurkuma, kozieradka
Z - jeszcze łyżka albo dwie oleju kokosowego

Zdjęłam z płyty indukcyjnej, dodałam do tego :
Z - mąki kukurydzianej kilka łyżek
M - szczypta garam masali


W garnku ugotowałam soczewicę zieloną, opłukałam po ugotowaniu i zmiksowałam


W - ugotowana i zmiksowana soczewica, doprawić solą morską




Wymieszać wszystko, zapiec w 180 stopniach przez godzinkę...

zajadać do woli...u mnie szybko zniknął z talerza...w statniej chwili zdołałam go uwiecznić na zdjęciu...





niedziela, 9 grudnia 2012

Pyszne vegańskie ciasto czekoladowe z bananami

Strach ma wielkie oczy...tylko po co się bać?
Długo zwlekałam z upieczeniem vegańskiego ciasta o takiej konsystencji, jak mamine babki, czy orzechowce...pogoniłam robot kuchenny w kąt do szafki.
Bałam się, żeby nie ponieść porażki, bo zwykle piekłam ciasto tuż przed przyjściem zaproszonych gości...a tu nagle, w niedzielny poranek postanowiłam zmierzyć się ze strachem.
Wyjęłam robot kuchenny, utarłam olej kokosowy z cukrem, dodałam banany i mleko ryżowe...mąkę, przyprawy, bakalie...

Nie obyło się bez łapania włączanego robota na bieg nr 4 do kontaktu...ale już od wczoraj wiem, że robot zagości na moim blacie kuchennym częściej...


A wszystko w przygotowaniu wyglądało tak:

Z - olej kokosowy trzy łyżki na dużą blachę
Z - cukier brązowy buraczany 
Poucierać trochę robotem, a następnie dodać:
Z - 4 banany
Z - szklanka mleka ryżowego, jeśli będzie go więcej, więcej dosypiemy mąki
M - cynamon i korzeń imbiru starty na tarce
W - soda oczyszczona
D - ocet jabłkowy, dwie łyżki
D - maka orkiszowa drobna
O - kurkuma, kakao
Z - orzechy włoskie, owoce jagody goji










Upiekłam na termoobiegu przez godzinę w 180 stopniach...
wyszło tak



poniedziałek, 26 listopada 2012

Ciasto z pieczonej dyni i bananów

Postanowiłam znów użyć dyni do upieczenia ciasta...zapiekając fasolę na pierogi użyłam piekarnika, a w nim umieściłam właśnie dynię, banany opruszone ciemnym cukrem buraczanym i cynamonem...zapach unosił się pyszny i takie również wyszło ciasto.
Nic trudnego, ale smak na dłużej pozostanie w mojej pamięci kulinarnej...kto wie, może nawet upiekę podobne na stół świąteczny...

Wszystko po kolei wyglądało tak:
W brytfance pokroiłam dynię, banany, posypałam cukrem i cynamonem i zapiekłam w 180 stopniach pół godziny. Po wyjęciu zmiksowałam blenderem, a następnie:

Z - dwie szklanki mleka roślinnego, ja miałam słonecznikowo-kokosowe
M - zapieczona dynia z bananami
W - sody oczyszczonej dwie łyżeczki
D - łyżka octu jabłkowego i tyle mąki orkiszowej, aby ciasto było "w sam raz" nie za gęste, ale lekko lejące
O - kurkumy szczypta i łyżka kakao
Z - olej kokosowy, bądź jakikolwiek inny roślinny
Z - siemię lniane, słonecznik, wiórki kokosowe, płatki migdałów, cukru jeszcze trochę, melasy trzcinowej użyłam również i łyżka mąki kukurydzianej, żeby to jakoś powiązać ze sobą...


A w moich poczynaniach kuchennych wciąż pomaga mi Marta...tym razem pilnowała, czy ciasto na chleb na zakwasie równo wyrasta w ciepłym miejscu przy kaloryferze... :) czy aby temperatura kaloryfera nie jest nadto gorąca :)






niedziela, 25 listopada 2012

Pierogi vegańskie z czarną fasolą

Zastanawiały mnie ostatnio płatki drożdżowe nieaktywne...kupiłam je do produkcji wegańskich serów, jednak zawartość w tego wszystkiego: 
witamin z grupy B (duże ilości witaminy B1, B2, B3 i B8), H i D oraz mikroelementy, w tym chrom, kobalt, mangan, molibden, cynk, miedź, żelazo, wapń,magnez, fosfor, sód, selen oraz cynę. Ponadto ich składnikiem są aminokwasy, a także nuklepoproteiny i enzymy.
Zatem jak ich nie dołączyć z ogromną ochotą do pożywienia?
Postanowiłam tym razem dodatkowo pokusić się na czarną fasolę...jak podaje prasa wpływa ona korzystnie na pracę mózgu, a wg medycyny chińskiej bowiem czarna fasola wzmacnia nerki...a w zimie to idealne pożywienie dla nerek i pęcherza moczowego.
Dodatkowo gotować z miłością...
Nie wyobrażam sobie gotowania z telewizorem w kuchni i skupiania uwagi na tym wszystkim, czym bombardują nas media co dnia...nie wyobrażam sobie pogrzanego w mikrofalówce jedzenia kupionego w Biedronce...nie wyobrażam sobie prawdziwego "domu" bez kuchni w jego centrum...ale może moja wyobraźnia nie jest na tyle elastyczna...

Na ciasto do pierogów zrobiłam mleko słonecznikowe z dodatkiem wiórków kokosowych...dodałam do niego również płatki drożdżowe nieaktywne i barwnik z pomidorów, który przywiozłam sobie z Goa...

D - mąka orkiszowa przesiana przez sitki
O - kurkuma, płatki drożdżowe
Z - mleko słonecznikowo-kokosowe lekko ciepłe
M - szczypta cynamonu
W - sól

Wyrobić, rozwałkować...i nakładać farsz

A tu...

W - czarna fasola namoczona, ugotowana ze świeżutką wodą, z glonami nori

A w piekarniku na blaszce zapiekłam:
Z - olej kokosowy
M - cebula czerwona
M - tymianek, odrobina garam masali i kuminu rzymskiego
W - ugotowana fasola

Nakładać farsz...i zajadać ze śmietaną słonecznikową...i z miłością...


piątek, 23 listopada 2012

Pasztet z brukselki

Sezon dyniowy można mieć...dlaczego zatem brukselce odbieramy możliwość świętowania na naszych stołach.
Ja brukselkę kocham, nawet z tym "mało przyjemnym" zapachem w domu, kiedy traktowana jest parą z parowaru, ale czego się nie robi dla tego smaku i walorów zdrowotnych...

Pasztet zrobiłam z parowanej brukselki i  ugotowanego ryżu.
Pyszne połączenie, doprawione masalą...zima nadchodzi, trzeba się wygrzać odrobinę.







Z - brukselka została zmielona w maszynce do mielenia, następnie dodałam:
Z - ugotowany ryż długi z siemieniem lnianym, to też zmieliłam.
Z uzyskanego doświadczenia już wiem, że jak będę mielić ryż i warzywa, to najpierw zmielę ryż, bo zakleiłam całą maszynkę do mielenia...

Na patelni rozgrzałam:
Z - olej kokosowy
M - czerwona cebula, por
M - cumin, masala, tymianku dość sporo, czarna gorczyca obowiązkowo
W - sos sojowy, sól morska
D - kilka kropli soku z cytryny
O - kurkuma
Z - mąki kukurydzianej trochę do "sklejenia" 

Dodać do mielonych produktów, wymieszać, upiec w temp. 180 stopni... I zjadać...podawać z czym chcemy...ja pochłonęłam z plasterkami avokado, chlebem, vegańskim serem wędzonym i chlebem...









czwartek, 22 listopada 2012

Pieczona dynia, prażony słonecznik z czosnkiem i odrobina mleka zbożowego

Sezon na dynię jeszcze trwa...na kolejne pomysły czekają jeszcze dwie sztuki a ja zajęłam się częścią tej, która została z pasztetu...
Tym razem nie zapiekany pasztet, ale pasta z zapiekanej dyni.
Zima zbliża się do nas nieubłaganie, zatem warto przemycać w pożywieniu więcej przypraw, które "poruszą" zastoje, jakie naturalnymi siłami natury domowią się w naszych organizmach.
Imbir z czosnkiem i cynamonem świetnie spełnią swoją rolę, do tego podpieczona dynia, prażony słonecznik...
i tu warta zapamiętania wskazówka. Na migdałach, słoneczniku czy orzechach lubią usadawiać się grzyby...warto zatem przed podaniem ich na stół sparzyć je wrzątkiem z dodatkiem soku z cytryny...

Dynia została pokrojona, wsadzona do piekarnika wraz ze startym imbirem i cynamonem. Zapiekłam ją w pół godziny w 180 stopniach, po czym zmiksowałam.

















Do zmiksowanej dyni dodałam odrobinę mleka ryżowego, żeby konsystencja była bardziej miękka.

Zawartość patelni wrzuciłam do dyni z mlekiem, zmiksowałam wszystko razem, następnie dodałam sos sojowy i kilka kropli soku z cytryny z kurkumą na koniec...


Wszystko przygotowane wg pięciu przemian:
Z - dynia
M - imbir, cynamon
Z - mleko ryżowe
M - słonecznik z czosnkiem
W - sos sojowy
D - suk z cytryny
O -kurkuma






poniedziałek, 19 listopada 2012

Vegański pasztet z dyni

Zostały mi jeszcze dwie dynie z tych, które dostałam spod Bolesławca...są wyjątkowe, mają cudownie miękką skórkę, zatem bezkarnie je trę na tarce, bez konieczności bawienia się w obieranie, skórka ma w sobie najwięcej witamin, więc tym bardziej mój zmysł zdrowia jest zaspokojony.
Tym razem postanowiłam zrobić z niej pasztet...wyszedł cudownie "poruszający" zastoje w organizmie, jakie zaczynają się tworzyć przed zimą, kiedy to nasz organizm magazynuje niekoniecznie zdrowe elementy...zatem warto w tym okresie spożywać coś pikantniejszego, z czosnkiem...i do tego kasza jaglana, która wyprowadza śluz z organizmu.

Kasza jaglana oczywiście opłukana wcześniej, uprażona na sucho na patelni. Ugotowana z dodatkiem siemienia lnianego, w związku z tym, że należy czymś pasztet vegański związać.

Na patelni rozgrzałam:
Z - oliwa
M - czerwona cebula
M - czosnek pokrojony w plasterki, cumin rzymski, masala, bazylia, tymianek, majeranek
W - sos sojowy, szczypta soli

Zdjąć zawartość patelni, dodać
D - kilka kropli soku z cytryny
O - kurkumy sobie tym razem nie żałowałam, kolendra, suszone mamine grzyby zamoczone we wrzątku na chwilę przed dodaniem
Z - oliwy odrobina i dwie łyżki mąki kukurydzianej
Z - kasza jaglana z siemieniem lnianym
Z - starta na tarce o małych oczkach dynia

Wszystko wymieszać, wstawić do blaszki i piec koło godziny w temp 180 stopni...ja piekłam wraz z chlebami...

No i tym pasztetem załatwiłam sobie swój "pierwszy posiłek w ramach cateringu"...na obronę i egzamin końcowy w styczniu...mam nadzieję, że to będzie początek tego, co mi w duszy gra...i o czym marzę.
Poprosiłam moje koleżanki studentki o wsparcie i o kapitał...bo tylko gotować w życiu, dzielić się tym z ludźmi...to ja bym bardzo chciała...




A na kolejne starcie pójdzie brukselka...

poniedziałek, 12 listopada 2012

Vegański czekoladowiec z dynią

Trudno się oprzeć pieczeniu ciast, zwłaszcza, jak ma się świadomość, że zjadane słodkości są zdrowe, nie ma w nich grama cukru białego, białej mąki, jest za to dynia pokrojona w kawałki i owoce goji, które mimo szczerych chęci niekoniecznie spożywam w postaci suszonej, a w ciastach smakują wyśmienicie.
Taka już moja natura, jak tylko mam świadomość, że coś dobrze na mnie wpływa, przemycam gdzie mogę. Owoce goji zawierają dużą dawkę Vitaminy C,  wspomagają rozrzedzanie krwi,regenerację stawów, odbudowują nowe komórki, opóźniają procesy starzenia, działają antybakteryjnie i antygrzybiczo, co w okresie jesienno-zimowym doskonale wspomaga naszą odporność.
Do tego, jak się ma łasucha obok...który pałaszuje z  drugim łasuchem to, co jeszcze ciepłe zostało pokrojone do ostygnięcia...to trudno jest się powstrzymać :)
Tym sposobem efekt końcowy nie został uwieczniony...ale wyszło pysznie i pięknie kawałki dyni wpasowały się w całokształt...


W ruch poszła herbata, jaką przywiozłam z Londynu jakiś czas temu...jest bardzo delikatna, a po tym, jak zrobiłam mleko migdałowe, postanowiłam zaparzyć w nim odrobinę herbaty. 








D - mąkę orkiszową przesiałam przez sitko, mniej więcej trzy szklanki
O - szczypta kurkumy
Z - zaparzona herbata w mleku migdałowo-słonecznikowym
Z -  około szklanki oliwy
Z - melasy trzcinowej dwie łyżki, szklanka ciepłego mleka roślinnego zaparzoną herbatą i z naturalną wanilią
M - szczypta mielonego cynamonu, goździków, anyżu
W - soda oczyszczona
D - łyżka octu jabłkowego
D - karob, lub może być kakao
Z - owoce goji, kawałki dyni i ja dorzuciłam, żeby się nie zmarnowało to, co pozostało w sitku urządzenia do robienia mleka roślinnego, czyli zmielone migdały i słonecznik

Wszystko wspólnie wymieszałam, nastawiłam piekarnik na godzinę czasu na temperaturę 180 stopni, wierzch opruszyłam wiórkami kokosowymi...


Trudno jest nie piec takich pyszności...trudno jest nie dawać bliskim do zajadania się...bo tak naprawdę dajesz im zdrowie...i piękny uśmiech na twarzy, jak zjadają ostatni kęs w pracy popijając kawę...














czwartek, 8 listopada 2012

Tempeh

Czasem tak jest, że wspomnienia po czyjejś obecności w moim życiu pozostają w postaci  smaków, które utrwaliłam w swojej codziennej kuchni.
Ludzkie losy tak już mają, że są zmienne, przenikają się jeden z drugim właśnie po to, żeby coś odkryć, podziękować i iść dalej samemu, w kieszeni i na patelni mając tempeh...


Tempeh jest produktem pochodzącym z Indonezji, dla vegan i vegetarian jest niezastąpiony, zawiera bowiem wszystkie niezbędne aminokwasy, obniża poziom cholesterolu we krwi, jak również dzięki pleśni, która tworzy się w przestrzeniach ziarenek soi, pełni funkcję naturalnego antybiotyku. To niebywałe, że tak pysznym jedzeniem można się leczyć, do czego zachęcam. 





Tempeh musi być przed podaniem poddany obróbce termincznej...i z tego, co mówi medycyna chińska, tempeh może być bezkarnie zamrażany...nie tracąc przy tym energetyki.
Ja zwykle posilkuję się tempeh w postaci "kostek" które niejednego mięsożercę oczarują smakiem i zmylą, że to jednak nie mięso...a soja!








Zalewa, w której powinno postać tempeh przez kilka godzin może się złożyć z sosu sojowego, oliwy i przypraw, z użyciem czosnku...następnie zawartość tego wylewamy na patelnię i przysmażamy...Podajemy dowolnie, na chlebie, na warzywach...sam jest też przepyszny...tylko nie łączyć z mięsem ;)






niedziela, 4 listopada 2012

Maseczka z drożdży, kawa wg pięciu przemian i kolejna strucla drożdżowa

Sama siebie nie poznaję od jakiegoś czasu...sama z siebie kupuję paczkę drożdży i zastanawiam się, co tym razem upiec...z czym połączyć...z użyciem oczywiście pojawiającej się coraz częściej w moich wypiekach mąki orkiszowej.
Skoro natura sama obdarowuje nas takimi dobrociami, jak orkisz...nie potrafiłabym tego nie wykorzystywać.
I tym razem w ruch poszło mleko sojowo-kokosowe, z zupełnego przypadku, ponieważ myślałam,że podczas robienia mleka z kokosu zepsuła mi się maszyna, ale przy sojowym zmieliła wszystko, powstało mleko, a ja jeszcze postanowiłam wykorzystać okarę do zrobienia nadzienia do strucli...
Wszystko powstawało ze smakiem i zapachem gotowanej kawy wg pięciu przemian, jaka została ze śniadania...uwielbiam takie właśnie poranki i możliwość bezkarnego medytowania niemalże w kuchni...kiedy robię wszystko "na oko", kiedy właściwie liczy się tylko moja intuicja. Mam nadzieję, że nie będzie mnie opuszczać do późnych lat...

Drożdże połączyłam z cukrem kokosowym, dolałam ciepłego mleka roślinnego i zostawiłam w okolicy kaloryfera, aby podrosło.



 Dynię pokroiłam w kostkę, upiekłam w piekarniku z odrobiną cukru kokosowego, a następnie ubiłam tłuczkiem na pure...połączyłam z okarą, bo została z "produkcji" mleka sojowego i miodem. 
Wyszła z tego papka, konsystencji powideł...i powiem, że okara z maszyny do mleka jest o niebo gładsza, niż mielona blenderem...to jest zatem myśl, żeby częściej robić tofu i równie często wykorzystywać ją w kuchni...



 A ciasto zrobiłam tak:
Z - zawartość miski z drożdżami
M - szczypta cynamonu i mielonych goździków
W - odrobina soli
D - mąka orkiszowa
O - kurkuma
Z - olej kokosowy, ale spokojnie może być oliwa
Wszystko razem wystarczyło wymieszać, chwilę powyrabiać, choć ja na to nie mam siły, chęci, ani cierpliwości, a jak pokazuje życie i bez tego elementu można się obejść i ciasto ładnie wyrośnie.
Zostawiłam do wyrośnięcia na około godzinę, później rozwałkowałam, posypałam płatkami migdałowymi i nałożyłam zawartość miseczki niebieskiej...
Piekłam godzinę w temp 180 stopni bez termoobiegu...
Wyszło pysznie...:)
A z drożdży zrobiłam maseczkę...kilka kropli soku z cytryny, drożdże, odrobina oliwy i troszkę ciepłej wody...na twarz, poczekać aż zaschnie, spłukać...
Przy większej ilości soku z cytryny może szczypać...:)