Zostały mi jeszcze dwie dynie z tych, które dostałam spod Bolesławca...są wyjątkowe, mają cudownie miękką skórkę, zatem bezkarnie je trę na tarce, bez konieczności bawienia się w obieranie, skórka ma w sobie najwięcej witamin, więc tym bardziej mój zmysł zdrowia jest zaspokojony.
Tym razem postanowiłam zrobić z niej pasztet...wyszedł cudownie "poruszający" zastoje w organizmie, jakie zaczynają się tworzyć przed zimą, kiedy to nasz organizm magazynuje niekoniecznie zdrowe elementy...zatem warto w tym okresie spożywać coś pikantniejszego, z czosnkiem...i do tego kasza jaglana, która wyprowadza śluz z organizmu.
Kasza jaglana oczywiście opłukana wcześniej, uprażona na sucho na patelni. Ugotowana z dodatkiem siemienia lnianego, w związku z tym, że należy czymś pasztet vegański związać.
Na patelni rozgrzałam:
Z - oliwa
M - czerwona cebula
M - czosnek pokrojony w plasterki, cumin rzymski, masala, bazylia, tymianek, majeranek
W - sos sojowy, szczypta soli
Zdjąć zawartość patelni, dodać
D - kilka kropli soku z cytryny
O - kurkumy sobie tym razem nie żałowałam, kolendra, suszone mamine grzyby zamoczone we wrzątku na chwilę przed dodaniem
Z - oliwy odrobina i dwie łyżki mąki kukurydzianej
Z - kasza jaglana z siemieniem lnianym
Z - starta na tarce o małych oczkach dynia
Wszystko wymieszać, wstawić do blaszki i piec koło godziny w temp 180 stopni...ja piekłam wraz z chlebami...
No i tym pasztetem załatwiłam sobie swój "pierwszy posiłek w ramach cateringu"...na obronę i egzamin końcowy w styczniu...mam nadzieję, że to będzie początek tego, co mi w duszy gra...i o czym marzę.
Poprosiłam moje koleżanki studentki o wsparcie i o kapitał...bo tylko gotować w życiu, dzielić się tym z ludźmi...to ja bym bardzo chciała...
Tym razem postanowiłam zrobić z niej pasztet...wyszedł cudownie "poruszający" zastoje w organizmie, jakie zaczynają się tworzyć przed zimą, kiedy to nasz organizm magazynuje niekoniecznie zdrowe elementy...zatem warto w tym okresie spożywać coś pikantniejszego, z czosnkiem...i do tego kasza jaglana, która wyprowadza śluz z organizmu.
Kasza jaglana oczywiście opłukana wcześniej, uprażona na sucho na patelni. Ugotowana z dodatkiem siemienia lnianego, w związku z tym, że należy czymś pasztet vegański związać.
Na patelni rozgrzałam:
Z - oliwa
M - czerwona cebula
M - czosnek pokrojony w plasterki, cumin rzymski, masala, bazylia, tymianek, majeranek
W - sos sojowy, szczypta soli
Zdjąć zawartość patelni, dodać
D - kilka kropli soku z cytryny
O - kurkumy sobie tym razem nie żałowałam, kolendra, suszone mamine grzyby zamoczone we wrzątku na chwilę przed dodaniem
Z - oliwy odrobina i dwie łyżki mąki kukurydzianej
Z - kasza jaglana z siemieniem lnianym
Z - starta na tarce o małych oczkach dynia
Wszystko wymieszać, wstawić do blaszki i piec koło godziny w temp 180 stopni...ja piekłam wraz z chlebami...
No i tym pasztetem załatwiłam sobie swój "pierwszy posiłek w ramach cateringu"...na obronę i egzamin końcowy w styczniu...mam nadzieję, że to będzie początek tego, co mi w duszy gra...i o czym marzę.
Poprosiłam moje koleżanki studentki o wsparcie i o kapitał...bo tylko gotować w życiu, dzielić się tym z ludźmi...to ja bym bardzo chciała...
A na kolejne starcie pójdzie brukselka...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz