środa, 15 sierpnia 2012

Pyszne śniadanie i pyszny obiad...

-"Ania, nie mam kawy w domu, jak będziecie jechać, kup proszę"...
-" Zmielę swoją, nic się nie martw"...
Zastanowiłam się chwilę, po czym zadzwoniłam...
-"Madzik, a masz coś na obiad, czy mam zabrać?"...
- (śmiech) weź...

całe szczęście zrobiłam we wtorek zupę w przerwie między pacjentką a pracą...

Wykorzystałam cudownie pachnącą rukolę od Viniego...żadna nawet najświeższa marketowa rukola nie oddaje takiego smaku, jak ta, która ma może i dziurki od ślimaka, ale dla mnie to tylko znak, że robak zna się na pysznościach...

Podkład do zupy to zwykły wywar z warzyw:
O -wrzątek
Z - pietruszka, seler, marchew i dwa ziemniaki z przeznaczeniem na zblendowanie i kilka młodych, z wyczyszczoną skórką z przeznaczeniem na wyjęcie ich po ugotowaniu i pokrojeniu w kostkę

Zatem tak właśnie zrobiłam, po ugotowaniu wyjęłam ziemniaki w skórkach, resztę potraktowałam blenderem.

Ziemniaki wyjęte włożyłam na patelnię, w której znajdował się:
Z - rozgrzany olej z orzecha włoskiego
Z - ugotowane ziemniaczki pokrojone w kostkę, orzechy włoskie
M - garam masala
W moim przypadku zdecydowanie ta przywieziona z Indii, żadna kupiona w Polsce nie ma takiego smaku, więc zachęcam do ściągania już powszechnie z internetu przypraw indyjskich...
M - czarnuszka, oregano
W -sos sojowy
D - potargana w rękach rukola
O - kurkuma

Wywar z warzyw podgotować, wrzucić zawartość patelni i wszystko potraktować z góry śmietaną słonecznikową z gorczycą...http://jogoholiczka.blogspot.com/2012/05/zupa-krem-z-cukinii-z-gozdzikami-i.html

Zawiozłyśmy obiad do Magdy, Magda dorzuciła na wierzch jeszcze prażone ziarenka słonecznika i dyni...proste danie, zwykłe kartofle i warzywa, ale radość podniebienia nie do opisania...





Ze śniadaniem czekałam na Anetę, bo już jechała do mnie...w tak zwanym "międzyczasie" dla mnie zrobiłam chleb...

Pomieszałam:
W - wodę
D - mąkę orkiszową
D - zakwas pszenny
O  - mąkę z amarantusa
O - kurkumę
Z - słonecznik, pestki dyni, oliwę
M - czarnuszkę
W - sól morska

Upiekłam metodą podpatrzoną u czarownicy Izy...mieszam wszystkie składniki, zostawiam w misce na kilka godzin do wyrośnięcia, następnie nakładam do blaszek i piekę w 200 stopniach około 65 minut. Podczas nakładania staram się, aby jak najwięcej powietrza weszło do ciasta, ładnie rośnie i cudownie u góry się rozchodzi na boczki :)







A na śniadanie była zwykła owsianka z gruszką, morelką i słodem daktylowym...

Syrop daktylowy podpatrzony przeze mnie podczas podróży do Krakowa do Reni...uwielbiam podróże i przepraszam moje serdeczne koleżanki za grzebanie im po kuchniach, ale jak same widzicie, później to procentuje :)




A u Magdy...zaserwowałyśmy sobie cudowne naturalne maseczki...

Zostały nam fusy z gotowanej kawy, Madzia utarła w moździeżu słonecznik, dodała oliwy i peeleing, jak marzenie. Następnie posmarowałyśmy twarze miodem...a na koniec oleje arganowy. Polecam z całego serca :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz