Dalej krążyć będę w temacie
prostoty naszego życia, którą jak zawsze mocno chłonę kiedy
jestem w Indiach. Tu życie bowiem opiera się na innych wartościach.
Mówię tu o starszym pokoleniu Hindusów, którzy potrafili jeszcze
cieszyć się chwilami spędzanymi z rodzina, jedli proste potrawy
wegetariańskie w większości, używali do potraw świeżych ziół,
które chroniły ich przed wieloma chorobami.
Młode pokolenie równią pochyłą
idzie w kierunku „zachodu”...otyli, schorowani młodzi ludzie
zaczynają na GOA swoją przygodę z troską o siebie, biegając
codziennie brzegiem plaży.
Widok z jednej strony cieszy, z drugiej
aż chce się krzyczeć do całej reszty społeczeństwa, aby nie
marnowali tego potencjału, który mają, ziół, Ajurwedy, mądrości
i przede wszystkim zdrowego, prostego jedzenia. Że cały „zachód”
kupuje orzechy piorące, które u niej marnują się na ulicach, że
przyjeżdżają uczyć się jogi właśnie do nich, czy Ajurwedy, bo
to ich skarb...i pięknie byłoby patrzeć, jak doceniają to, co mają
w sobie.
Niestety...młode pokolenie nastawione
na zdobywanie wykształcenia marzy o pracy w korporacjach...zajada
się hamburgerami, słodyczami i całym „śmieciowym jedzeniem”.
A przecież w Indiach tyle jest naturalnych słodyczy, jak np.
połączone wiórki kokosowe z cukrem kokosowym...źródło tłuszczu
zdrowego i całej masy witamin i mikroelementów...
Popijam pyszny koktail w knajpce obok
mojego bambusowego domku...zmiksowana mięta, limonka, woda i
niestety odrobina cukru. W domu wiem,że zastąpię go ksylitolem i
taka mieszanka będzie gościła u nas w lato. Ale do czego
zmierzam...przychodzę do restauracji tylko napić się, a właściwie
skorzystać z internetu...panowie nie wytrzymali, zapytali dlaczego u
nich nie jem. A ja patrzę...ale co ja mam tu zjeść...pizzę, tosty
z białego pieczywa, kurczaka...czy spagetti...
Mówię im,że ja już się obudziłam,
że przyjeżdżam do Indii po to, aby zajadać się do woli idli,
sambarem, chutneyem w różnych kombinacjach, które kocham, a na
kolację ryż z sambarem...i nie przeszkadza mi, że prawie
codziennie jem ten sam zestaw, ubarwiam sobie jadłospis owocami. Po
co mam się zapychać tym, co dawno temu odrzuciłam ze swojego
jadłospisu...patrzył jeden z drugim dość zdziwieni :)
Może kiedyś zrozumieją...ale
bynajmniej nie będą mnie już nękać pytaniami :)
Ich restauracja powstała z potrzeby
turystów, głównie Rosjan, bogatych, którzy niestety zaczynają
przybierać rozmiary XXL...jak widać, dobrobyt i gotowe posiłki do
kupienia na stacji benzynowej, czy w hipermarkecie dają nam poczucie
oszczędzania czasu … złudne niestety, a do tego całą masę
chorób cywilizacyjnych.
Walczymy z otyłością nieumiejętnie,
szukamy złotego i szybkiego środka na pozbycie się zbędnych
kilogramów, ale niewielu z Nas zdaje sobie sprawę z tego, ze
niestety wymaga to dyscypliny, naszego pełnego zaangażowania, jak
również zmiany sposobu odżywiania i ruchu.
Wiem doskonale o czym piszę...sama
taką długą przeszłam drogę, od wiecznego odchudzania się, po
różne choroby, z których ciężko było wyjść.
Uzależniona od nabiału, od serków, bo
przecież mało kaloryczne...z wiecznymi kłopotami skórnymi ( bo
skóra to doskonałe odzwierciedlenie stanu naszych jelit), wieczne
zaparcia, mówienie sobie,że dla siebie samej nie opłaca się
gotować, że na śniadanie, jak je zjem o 12, a do tego czasu uciszę
głód kawą jedną, drugą...to przecież dla mojego dobra, bo mniej
kalorii zje za dnia...
I tak przez wiele lat...do momentu,
kiedy nie zaczęłam czytać i szukać alternatyw. Zdrowie mnie
doprowadziło do bram medycyny chińskiej, a stąd droga do Indii
była prosta :)
I od lat już niezmiennie bez mięsa,
ryb, jajek...z troską o siebie, swoją rodzinę, eliminując
śmieciowe jedzenie i nabiał okazało się, że można zajada,ą się
do woli pysznościami z kasz i warzyw przyrządzonych na miliony
sposobów, można mieć sylwetkę wymarzoną, jeśli się jeszcze w
cykl dnia wkomponuje ruch i można mieć buzię taka, jakiej nie
miało się nigdy.
Trzeba uwierzyć, ze nasze zdrowie i
nasz wygląd nie zależą od genów, trądziku nie ma się po
mamie...tylko od tego, co się je.
Powstał w trakcie moich kulinarnych
warsztatów plan szkoleń dla kobiet, o dbaniu o cerę w ujęciu
kosmetologa i dietetyka. Poprowadzę je z cudowną dojrzałą artystką,
która o pielęgnacji i podkreślaniu urody wie bardzo wiele.
O Asi z powodzeniem możecie przeczytać
na Jej stronie internetowej http://www.makeupslubny.pl/o-mnie/
a o planach naszego przedsięwzięcia
poinformujemy już niebawem :)
Będzie na nich prosto, smacznie...i
prosto do wymarzonego celu :)
Czasem jak czytam co Piszesz to zastanawiam się czy to aby nie ja ? ;)) Jak dotąd nie znalazłam nic z czym mogłabym się nie zgodzić. Prostota ponad wszystko. Idli i ryż z każdym zdrowym warzywnym dodatkiem. Monotonia ? Nigdy. I do tego owoce. W każdej postaci. Te w koktajlach obowiązkowe.Bez tego nie byłoby podróży. Tam gdzie jeżdżę jest cisza i spokój. Tak jak Ty mieszkam w bambusowym domku gdzie rano budzi mnie krzyk pawi. Jem trzy ciepłe posiłki dziennie z czystych , nieprzetworzonych produktów. Karmię tam moją duszę i ciało. A po powrocie nie umiem się odnaleźć. Zjadam coś szybko i nie czuję nic. Tylko puste kalorie. Dlatego znów serwuję ryż. Jest dobrze. Kto tego wszystkiego nie przeżył, nie zrozumie:))
OdpowiedzUsuńW ostatnim dniu byliśmy na plaży w Bombaju. Zjedliśmy tam tamtejsze fast foody. Nie były to żadne burgery, buły itp. Ale jak dla mnie zdecydowanie śmieciowe jedzenie. To był nasz pierwszy i ostatni raz. Nigdy więcej. Stwierdziliśmy ,że to nie dla nas i wieczorkiem już na naszym stole królowały zdrowe dania. Oj , tak jak Ty mogłabym o tym bez końca ;)
Jeszcze tylko jedno. To młode pokolenie. Zauważyłam to samo. I równie mocno mnie to dotknęło. Rozmawialiśmy z młodymi hindusami. Ale dla nich to namiastka naszego świata. Jak szkoda ,że nie wiedzą ,że on zabija ...
Odpoczywaj Kochana - Jesteś teraz moim "przedłużeniem pobytu" :)