sobota, 24 marca 2012

Chwila poindyjskiej refleksji i domowej produkcji tofu

Pięć tygodni wojaży indyjsko-nepalskich zapoczątkowało kilka miłości kulinarnych...ale również niechęć tymczasową do wszystkiego, co w nazwie zawiera pierwiastki masala...zatem wybaczcie, ale tymczasowo na blogu zamieszkają przepisy niezwiązane z pikanterią, ale słodkości i rośliny strączkowe.
Wraz z towarzyszem podróży kiedy dotarliśmy do Mysore i nasz nauczyciel She Shadri ciorał naszymi ciałami na matach, obracając, wykręcając nasze kończyny w niezrozumiałych i niekontrolowanych kierunkach...jadając ryż z wywarem z warzyw niemiłosiernie ostrym...miłość do masali ucichła...
Za to brakowało mi bardzo strączków...we wszelakiej postaci, wszelakiego smaku...niestety, dopiero teraz, po powrocie do Polski pieszczę ich smakiem moje podniebienie...


Zakochałam się w himalajskim ryżu basmati...i z niego niebawem coś upichcę...pysznie smakował u podnóży Himalajów...to zdecydowanie numer jeden tegorocznego wyjazdu...


Póki co produkcja domowego tofu idzie, jak z płatka. Jedna z moich ukochanych joginek poleciła mi tofu sałatkowe...a, jako iż nie należę do trwałych kupowaczy gotowych produktów i uwielbiam czytać skład...dziś postanowiłam zrobić to sama...koszty o niebo niższe, a jaka frajda.


A to, co potrzebujemy na tofu...


Składniki:
opakowanie ziaren soi - 500g

Przyprawy:
sos sojowy, 3-4 cytryn

Wykonanie:

Noc wcześniej namoczyć ziarna sojowe w wodzie i zostawić do napęcznienia.
Następnego dnia porządnie je wypłukać i zmielić z wrzątkiem na konsystencję serka homogenizowanego. W międzyczasie wstawić 5 litrów wody i zagotować. Miksować nadal, aby ziarna jak najmocniej się rozmiksowały.
Wykorzystamy właśnie ten odpad po produkcji tofu do zrobienia tortu:)


Dodać zmiksowane ziarna do wrzątku i zagotować na małym ogniu...kiedy biały kożuch będzie się podnosił, podlać delikatnie zimną wodą i zamieszać. I tak kilka razy...
Zdjąć z ognia, przelać przez sito wyłożone gazą do drugiego garnka.
Zawartość sitka odcisnąć ale nie aż tak bardzo i dzięki temu mamy okarę, a to, co białe pływa w drugim garnku to mleko sojowe.
Wstawiamy je na gaz, wyciskamy sok z trzech, czterech cytryn i kiedy mleko będzie już prawie wrzało, wlewamy sok z cytryn...mleko się zetnie, pogotować jeszcze trochę...
Przelać przez sitko z gazą i tofu gotowe. W zależności od tego, jakiej konsystencji chcemy, aby było, możemy mocniej lub lżej odciskać. 
Takie tofu można zmiksować z sosem sojowym w niewielkiej ilości i zyskujemy tofu sałatkowe, pyszne do smarowania chleba :)









2 komentarze:

  1. o stęskniłam się za Tobą i dobrze ciebie widzieć

    OdpowiedzUsuń
  2. :) i wzajemnie...dobrze wrócić do gotowania i do miłośników kulinarnych szaleństw :)

    OdpowiedzUsuń